poniedziałek, 29 stycznia 2007

Ewolucja !

Pan wszedł do pokoju, włączył światło, wyłączył mózg, włączył telewizor. Fotony, fotony, fotony ! Już po chwili opływał w dostatku wziętym prosto z reklamy. Zmieniamy kanały, zmieniamy, zmieniamy ! Przełączył na życie ciut ciekawsze niż to które miał po wstaniu z fotela, ("Nie nie zrobi mu tego !) chyba że szedł do lodówki (A jednak! Zrobiła), ale szybko wracał, bo ile można patrzeć na 3 plastry szynki i kawałek sera. Wiadomości. Złodzieje, złodzieje !. Strajk, afera, strajk, pogrzeb, wojna, afera. Same dobre informacje. Czasami dobrze wiedzieć, że za każdym krawężnikiem stoi ktoś chcący naruszyć twoją prywatność cielesną. Wyłączył telewizor. Łazienka. Wyszczerzył zęby do lustra, lustro zamilkło w przestrachu. Umył zęby, pastą poleconą przez stomatologa, ręcę mydłem polecanym przez śliczną brunetkę. Ręcznik sam sobie polecił. Wytarty udał się na spoczynek. I śnił. Śnił o buszu nieprzebranym, o pobratymcach swych włochatych, o pierwszym odważnym co z drzewa zszedł... I budził się z szokiem. Pot spływał po skroni. I pytał się sam siebie: "A my niby kurwa z czego zejdziemy?"

niedziela, 28 stycznia 2007

Na Wrocław!

Śnieg napadał nam do oczu. Wtedy gdy szliśmy tam gdzie dojść sposobu nie było. Podnosząc powieki strzepuję resztki puchu i oczom nie wierząc, pogłębiam się w niewierze. Nadstawiam ucho do szyny. W Krakowie nic nowego, sprawdzam drugą. W Gdańsku zere śniegu, za to leje. Deszczem rzecz jasna. Idziemy tak tymi torami, balansując między Gliwicami, a Częstochową. Uważamy na pociągi, bo nie lubimy smaku metalu w zębach. Rdzy tym bardziej. Wskakujemy na peron, mijamy parę osób z papierosami w ustach, rytmicznie wypuszczającymi dym, kłaniamy się nisko i prosimy o jednego. Dostajemy dwa, bo nas dwoje, a paczka jego pełna. Dzięki dobroczyńco, niech Bóg z tobą ! Odpalamy jednego, naiwnie sądzac, że jedna zapałka wystarczy. Nigdy jedna nie starcza. Gaśnie zanim dopełni powinności. Druga staje na wyskośći zadania i pozwala cieszyć się dymkiem. Lecimy po trzy, przecież jesteśmy tak blisko. Pociąg. Gaszę w połowie za nas oboje. Wsiadamy. "Na Wrocław panie! Na Wrocław!".