środa, 3 grudnia 2008

Meksyk.

Byłem w Meksyku o 2 w nocy
bywałem tam już wcześniej
ale nigdy taki sam i taki trzeźwy
przestraszyłem się szczerbatego chodnika
i strzelistych latarni
pomyślałem, że wrócę do Polski na piechotę
ale upadłem przed 4
jakiś nazbyt nieuprzejmy jegomość
zaproponował, że mnie uraczy wodą z kaktusa
'to ci pomoże' mówił i pluł przed siebie
krwią albo czerwoną farbą
ja odmówiłem i wyrzuciłem z siebie
kamienie z żołądka
gdy odchodził wspomniał, że w Meksyku
wcale nie jest meksykańsko, co zdziwiło mnie,
bo myślałem, że tu chowają poetów w trumnach
ze spiżu i przykrywają gównem
około 5 przypomniałem sobie, że jestem tu przejazdem
i pora wracać do białoczerwoności
rzuciłem się więc w szarość zaułków
z których się już nie wraca i zjadłem

wszystkie swoje wiersze.

piątek, 21 listopada 2008

No jakże to tak!

A jeżeli Newton nie miał racji?

wtorek, 11 listopada 2008

Gospel

Wczoraj przyszedł do mnie Jezus pod rękę z Mahometem. Powiedział Jezus: Nie lękajcie się czarnego mesjasza!. Zawtórował mu Mahomet: Zważajcie aby was lęk paniczny nie ogarnął na widok czarnego oblicza zbawiciela!. Ogarnięty euforią pomieszaną ze zmieszaniem zająknąłem się jak najbardziej pewny słów swych: A gdzieżbyśmy obawę czy trwogę odczuwać mieli! Toż na tego czekaliśmy!. Jezus kontynuował: Lecz wiedzieć musicie, że mesjasz ów zniszczenie przyniesie! Przygotuje on grunt na Moje o to przyjście! I sądu ostatecznego godzina wybije! Lecz sprawiedliwi trwogi czuć w sercu nie będą, bo dla nich czeka uczta w niebie u Mojego Ojca!. W ten Mahomet zakrzyknął: Słuchajcie Syna Bożego gdyż słowa jego proroczą i sprawczą moc mają!. I wyszli.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Czasami myślę, że próbuję być mądrzejszy niż chcę.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Crack Town

W pociągach mają idiotyczny zwyczaj umieszczania grzejników pod siedzeniami. Cała dupa mi się poci, co nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych. 1,5 godziny ostrego grzania w odbyt. W Krakowie zawsze później czuję straszny dyskomfort. Pomijając nawet samo miasto.

Żeby wydostać się z dworca muszę przejść przez galerię handlową, albo przynajmniej obok. Szybciej jest przez. Wchodzimy do centrum polskiej kultury szlakiem najmodniejszych Fast foodów i skórzanych galanterii. Tramwaj mam za 15 minut, więc odpalam papierosa. Zauważyłem go już jakieś 50 metrów przede mną. Pełny przystanek, ale ja wiem, że tu chodzi o mnie. Zawsze chodzi o mnie. Uśmiecha się.

„Przepraszam panie magistrze czy byłby pan łaskaw poczęstować papierosem?” Nie kurwa nie mam, wypierdalaj. „Proszę” mówię i podaję mu jednego. Zawsze chodzi o to samo.

Szalony tramwajarz oznajmia wszem i wobec odjazd panom i paniom, wsiadać drzwi zamykam. Nie ma miejsca i do tego torba coraz bardziej mi ciąży. Podłoga cała uwalona, nie położę jej na niej. Facet obok mnie śmierdzi najnowszym blichtrem, kobieta z drugiej strony ma zbyt czerwone usta jak na swój wiek. W tramwajach można książkę napisać „Gatunki Polaków – przekrój przez społeczeństwo narodu umęczonego”. Na Starowiślnej weszło dwóch typów. Od razu po twarzy widać, że będą bilety sprawdzać. Razem stroją na przystanku, a w środku tramwaju jak gdyby nigdy nic jeden idzie do kierowcy, drugi na koniec wagonu. I stoją. Myślą, że James Bond to przy nich marny agencik. I jest akcja. „Dzieńdobry proszę przygotować bilety do kontroli”. Tramwaj cuchnie paniką skraplająca się na skroniach co po niektórych. Serce przy sercu wybija jeden rytm. Byle do Miodowej. I mają jakąś pod 70 lat. Z wykorzystaniem zaawansowanych socjotechnik uzyskują od niej potrzebne informacje wypisują mandat i wychodzą. Ja też wychodzę, 12 przystanków dalej.

sobota, 1 marca 2008

Siedzimy.

Siedzimy na tej ławce. W karki nam słońce grzeje, bo siedzimy na północy, a słońce na południu jeszcze. I pijemy to piwo. 9 procent w gębie i daje się we znaki, od tego słońca chyba. Po twarzach widać, że każdy z nas ma zamiar iść spać, ale lipa tak zgona na ławce przed wszystkimi złapać. No i przecież nie powiem "ej sorry spierdalam napsztykałem się zbytnio, frajer jestem idę spać do domu". No nie powiem. Bata nie ma. No to siedzimy. Tak patrzymy na tą rosnącą trawę, rozpierdalająca tę kompozycję przystrzyżonego trawnika. Bezczelnie ta trawa niweczy pracę pań od kosiarek, nie szanuje natura ich mężów co muszą przez to zajadać się rosołem z kury, czy tam kremem z tegoż drobiu, bo żona obiadu nie ma czasu zrobić. Ławkę mamy w kolorze czerwonym. Taki dysajn zaproponowanym przez administrację osiedla. Nie narzekamy. Sebastian się zerwał. Tak znienacka wyskoczył i mówi do nas, że przejebane. Konsternacja pełna. "Co przejebane?" zapytał najodważniejszy z nas. " A bo kurwa tak siedzimy i się opierdalamy, a tu świat nam przez palce przecieka. Do usranej śmierci będziemy na tej ławce siedzieć i kontemplować ten trawnik co przed nami. Pierdolę to trzeba sobie znaleźć dziewczynę, zakochać się w niej, później praca i gitara, życie płynie ale już wiadomo w jakim kierunku, a tak jak siedzimy to nic. Siedzimy w miejscu." Czarno mi się przed oczami zrobiło. Spojrzeliśmy po sobie, później na niego. On mars na czole. Aż dziw, że mu łeb nie parował. Tylu słów bez kurwa w środku u niego od komunii przenajświętszej nie słyszałem. Dalej stał jak wryty. Słońce już trochę schowało się za blokami. Przez chwilę próbowaliśmy udawać, że nie widzimy że mu odbiło. Gruby wychylił 4 piwo. Ja chyba trzecie. Klacie nie liczyłem. W końcu wstałem. "Przestań pierdolić, lepiej piwo dokończ" powiedziałem stanowczo, a on mi fanga w nos. Gruby wstał i Sebastianowi pierdolnął od serca. Zatoczył się, ale nie upadł, otrzepał się i poszedł w stronę swojego bloku. Ja się jakoś pozbierałem i zająłem swoje miejsce. Klata mnie szturchnął. " Ty a jak on ma racje" na to ja mu, że tu żadnej racji niema, że to nastoletnie przesilenie mózgu, przerost ambicji nad statusem społecznym, pomroczność jasna, schizofrenia w stanie ostrym. Po jakiejś chwili Gruby cichaczem uciekł do bloku. Klata zaraz po nim. Ja odczekałem i poszedłem na studia.