poniedziałek, 12 lutego 2007

Balast.

Siedzieliśmy tak dobre 30 minut zanim nadjechał 175. Autobus. Kierowca spojrzał na nas nieufnie, mamy go w dupie w końcu jazda bez biletu to dla nas nie pierwszyzna. Koalicja starych ludzi probuje pozrzucać nas z kulturalnie i pokojowo zajętych siedzeń. Siła ich perswazji nas nie przekonuje. Jebią nas ich sztuczne biodra. Wychodzimy jednak rzucając ostentacyjnie "kurwami" na lewo i prawo, do przodu nie, bo zmierzamy w tym właśnie kierunku. Na rogu 3 maja i Okrzei zapalamy ostatniego papierosa, znaczy ja zapalam, ona mówi że rzuca. Od miesięcy łudzi się i pierdoli. Zastanawiamy się co zrobić z miedziakami w kieszeniach. Staję na jakimś najtańszym winopodobnym. Raczymy się nim niczym najdroższym Bordeaux, lubimy takie substytuty zamożności czuć w ustach.
- Czemu my właściwie jesteśmy razem?- pyta mnie ni z tego ni z owego. Domyślam się, że alkohol zaczyna odgrywać główną rolę. Szybko próbuje inteligentnie wybrnąć z jakby nie patrzeć dla mnie krępującej sytuacji, bo nie miałem zielonego pojęcia czemu zadaję się, a nawet śmieć chodzić z małoletnią alkoholiczką. Odpowiadam więc przewrotnie:
- Może osobno nie jesteśy tak fotogeniczni?
Po chwili stwierdzam, że pierdoli mi się we łbie. Ona wydaję się usatysfakcjonowana, bo przestała się odzywać. Na moje szczęście, bo nienawidziłem tembru jej głosu, piskliwego i irytującego. Butelki nie oddajemy, bo nigdy nie byłem dobry w układankach, a i kleju nie mamy. Wracamy już chyba do domu. Do domów w sumie. Ona przy pomniku skreca na lewo w stronę Pałacu, ja cisnę prosto na osiedle. Chyba obyło się bez pożegnania. Wreszcie pozbyłem się balastu.

sobota, 3 lutego 2007

I chuj.

"Dzięki za wieczór" NIgdy nie potrafię powiedzieć czegoś od siebie w takim momencie. Czuję, że ona też nie ejst ze mną szczera. Dziękuje mi ustami w usta. Jak kogoś bliskiego czy jak koleżankę z liceum? Znika za dziurką od klucza. "Kurwa, dalej nie wiem na czym stoję."